Dodatkowo możemy ubezpieczyć garaż lub piwnicę – otrzymamy odszkodowanie, gdy zostanie skradzione mienie znajdujące się w tych miejscach. Ubezpieczenie mieszkania – koszt roczny. Ile kosztuje ubezpieczenie mieszkania na rok? W zależności od wartości mieszkania i zakresu ochrony ceny wahają się od 60 zł do przeszło 1000 zł rocznie.
Wynajmujesz komuś mieszkanie w ramach tzw. najmu okazjonalnego? Są cztery rzeczy, które sprawią, że najemca może zaśmiać ci się w twarzWynajmowanie mieszkania to – jak wynika ze statystyk – wciąż dochodowy sposób zarabiania na posiadanym majątku. Rentowność teoretycznie sięga trzykrotności oprocentowania depozytu, ale… te wyliczenia nie uwzględniają „trudnych” lokatorów. Co zrobić, gdy ktoś nie płaci za mieszkanie i nie chce go opuścić? Korzystanie z zapisów chroniących właściciela mieszkania przypomina spacer po polu minowymOj, nie mają oszczędzający łatwego życia. Zmiana stóp procentowych? „Jeśli już, to będzie obniżka” – mówi prezes NBP. A prezes PiS dodaje, że trzeba się przygotować na kryzys. A jak kryzys, to stymulowanie gospodarki. A jak stymulowanie, to obniżka stóp. Tym bardziej, że na tle regionu na nasze i tak należą do również:Święty spokój kierowcy w dobie wysokiej inflacji? Bezcenny. Jak można (spróbować) ograniczyć koszty eksploatacji samochodu? I ile to kosztuje? [NOWOCZEŚNI MOBILNI]Jest plan na wakacje za granicą? Jest też problem: wysokie ceny i słaby złoty. Dwa sposoby, by nie dać się złapać w sidła kursowe [MOŻNA SPRYTNIEJ]Cyberbezpieczeństwo w bankach: technologie przyszłości. Jak zmieni się świat bankowości? [BANK NOWOŚCI]W tej sytuacji wiele osób uznaje, że jedyną racjonalną rzeczą, którą można zrobić, aby chronić swoje oszczędności, to wyjąć je z żenująco nisko oprocentowanych depozytów i zanieść do dewelopera. A więc: kupić mieszkanie za gotówkę z myślą o wynajmie. Już co drugie nowe mieszkanie, według statystyk NBP, jest kupowane z myślą o inwestycji, jako lokata powiedzieć, że na polityce taniego pieniądza rośnie nam nowe „pokolenie kamieniczników”, które zarabia na czynszach z wynajmowania swoich „włości”. Ile można zarobić? Po odjęciu podatku, ubezpieczenia, opłat, remontów i „pustych” miesięcy, średnio wyciska się – według wyliczeń banku centralnego – jakieś 4,1%. Prywatnie inwestorzy mówią, że jest więcej, nawet 5-8%. Z taką stopą zwrotu można gwizdać na inflację (na razie). Chociaż nie jest to znowu tak dużo więcej, niż wynosi znacznie mniej kłopotliwy dochód z najmu okazjonalnego zmniejszy ryzyko wynajmującego?Ale wynajmowanie nieruchomości to nie jest obietnica zysku bez ryzyka. I wcale nie mam na myśli załamania rynku (spadku czynszów) i pęknięcia nieruchomościowej bańki spekulacyjnej (czyli spadku wartości nieruchomości). Inne – znacznie częściej ziczające się – ryzyko, to nieuczciwy najemca. Taki, który o mieszkanie nie dba, nie płaci za nie i trudno go wyrzucić, nie mówiąc już o odzyskaniu też: Połowa nowych mieszkań to… inwestycje. Tymczasem NBP liczy, ile dziś realnie zarabia się na wynajmie. Niektórzy będą zaskoczeniCzytaj też: Inwestowanie w mieszkania na wynajem: czy nadchodzi koniec eldorado? Niektóre liczby mogą niepokoićO tym jak bezpieczenie wynająć komuś mieszkanie i dbać o to, żeby rentowność biznesu nie spadła, pisaliśmy całkiem niedawno w tym oto artykule. Ale wszystkie środki ostrożności mogą zdać się na nic, gdy trafi nam się lokator, który nie będzie chciał się rozstać z nie swoim mieszkaniem. To się zdarza, bo mamy ustawę o ochronie praw lokatorów, a jednocześnie nie ma ustawy o ochronie praw na zmniejszenie ryzyka, że ktoś się zagnieździ w naszym mieszkaniu i nie będzie go można eksmitować może być umowa najmu okazjonalnego, która wyłącza niektóre przepisy ustawy o ochronie praw lokatorów. A więc – przynajmniej w teorii – daje gwarancję bezpiecznego wynajmu. Jednak okazuje się, że to tylko iluzja. Na podstawie przygód moich czytelników opisałem jak to może wyglądać w też: Najem mieszkań zwariował. 2500 zł za klitkę w Warszawie. W Berlinie zamrożą ceny. A u nas?Pan Marek – którego zaraz Wam przedstawię – to postać wymyślona, której historia jest zbitką kilku prawdziwych przypadków. Jak na dłoni pokazują one, ile ryzyk niesie ze sobą umowa najmu okazjonalnego dla właściciela. I dowodzą, że poruszanie się po jej zapisach to jak spacer po polu minowym z uszkodzonym wykrywaczem pan Marek jest szczęśliwym właścicielem wyremontowanego mieszkania na górnym Mokotowie, które sfinansował w 60% z własnej kasy, a resztę dobrał z kredytu. Teraz chce to mieszkanie wynająć, ale interesują go tylko „poważne” oferty. Ustanowił w tym celu wysoką w jego ocenie kaucję zł (nieco więcej niż miesięczny czynsz), żeby odsiać niezdecydowanych studentów i wiecznych imprezowiczów. Najlepiej by było, gdyby przyszły lokator wynajął lokum na co najmniej 3-5 jego ducha mąci historia znajomej, która rozbija się po świecie, kupuje drogi sprzęt elektroniczny, ale czynszu w wynajmowanym mieszkaniu nie płaci i wyprowadzić również się nie zamierza. Pan Marek jest zbyt poważny na takie hece, więc chce podpisać umowę najmu okazjonalnego. W końcu, po kilku tygodniach castingów znalazł odpowiedniego najemcę młode małżeństwo też: Obligacje, czyli bezpieczna alternatywa dla bankowego depozytu. Można wycisnąć prawie 5% w skali roku!Mina nr 1. Dobry teść, zły teść i uczynny wujek. Kto przyjmie młodych pod swój dach?Procedura skutecznego zawarcia umowy najmu okazjonalnego jest skomplikowana i trzeba mieć nadzieję, że potencjalni najemcy się nie zniechęcą. Trzeba dopełnić kilku formalności, których brak powoduje, że umowa staje się powszednią umową najmu, bez preferencji dla to formalności? Po pierwsze pan Marek musi poprosić Kowalskich o to, żeby przygotowali oświadczenie np. teściów, którzy zgodzą się przyjąć ich pod swój dach w razie eksmisji. Ale jedni teściowie ani myślą robić taki ukłon, bo i tak mają tylko pokój z kuchnią. Drudzy mają duże, 3-pokojowe mieszkanie, więc z chęcią podpisaliby takie oświadczenie bez zmrużenia ich mieszkanie nie jest własnościowe, tylko kwaterunkowe – nie są właścicielami, tylko lokatorami, bo mieszkanie należy do gminy choć mieszkają tam 40 lat. Takich lokali jest w Polsce Rodzice nie mają prawa do lokalu, więc nie mogą podpisać oświadczenia. Na szczęście znalazł się „dobry wujek”, właściciel domu, który podpisał oświadczenie, że jakby co przyjmie Kowalskich pod swój polega na tym, że solidny lokator, choćby chciał, może mieć problem ze wskazaniem „mieszkania rezerwowego”.Czytaj też: Wynajem mieszkania dla początkujących: na co zwrócić uwagę, żeby nie dać się wyrolować właścicielowi?Mina nr 2. 14 dni na dostarczenie aktu notarialnegoCzy łatwo podpisać taką umowę? Wujek jest ze Szczecina, a mieszkanie w Warszawie. Najlepiej by było, gdyby właściciel mieszkania miał wgląd w dokumenty i poznał wujka, inaczej musiałby uwierzyć dopiero co poznanym ludziom. Państwo Kowalscy proszą o przesłanie oświadczenia listem, bo przecież nie będą jechać 500 km po świstek papieru, co opóźnia procedurę o kilka dobrych pan Marek i państwo Kowalscy podpisują umowę najmu okazjonalnego, w której najemcy (każdy z osobna) zobowiązują się do dostarczenia poświadczonego notarialnie oświadczenia o poddaniu się dobrowolnej eksmisji pod rygorem rozwiązania umowy. W razie kłopotów teoretycznie eksmisja powinna być szybka i bezbolesna, wystarczy zgłoszenie i zawiadomienie złożone sądu, który ma 3 dni na rozpatrzenie wniosku. Nie obowiązują przepisy o zakazie eksmisji w miesiącach zimowych, nieważne, że pod dachem może mieszkać Marek i Państwo Kowalscy podpisali papiery, ale ciągle nie mają oni rangi aktu notarialnego. To kosztuje – ponad 200 zł (rząd chciał obniżyć do 13 zł, ale notariusze protestowali). Wersja optymistyczna jest taka, że najemcy biorą koszt na siebie, pesymistyczna, że musi go ponieść pan Marek, a realistyczna, że solidarnie dzielą się kosztami po newralgiczny moment, bo pan Marek musi żyć nadzieją, że jego nowi lokatorzy nie rozmyślą się w międzyczasie i nie znajdą mieszkania, którego właściciel nie chce podpisywać umowy najmu okazjonalnego. Albo po prostu nie zaczną go zwodzić, że jeszcze dzień-dwa i na pewno dostarczą czas gra na niekorzyść właściciela, bo ma on 14 dni od daty podpisania umowy na zgłoszenie jej do naczelnika urzędu skarbowego pod rygorem nieważności zawarcia umowy najmu to zrobić? Można wybrać się do urzędu osobiście, ale takie zgłoszenie można wysłać też pocztą z potwierdzeniem dopiero zaczynamy swoją przygodę z wynajmem, to lepiej pójść osobiście, wtedy od razu powinniśmy poznać numer rachunku do dokonywania wpłat na zaliczki nr 3. Koszty eksmisjiRemedium na rozrabiających i nie płacących lokatorów ma być możliwość szybkiej eksmisji. Jeśli ma się umowę najmu okazjonalnego (z załączonym poświadczonymi notarialnie załącznikami) wystarczy dostarczyć lokatorowi skutecznie żądanie opróżnienia lokalu i uzyskać sądową klauzulę wykonalności. Dzięki temu, że na etapie podpisywania umowy pozyskaliśmy oświadczenia lokatorów, że a) godzą się na egzekucję; b) mają gdzie mieszkać, sąd wydaje taką decyzję w ciągu kilku eksmisja nigdy nie jest prosta, nawet jeśli jest szybka. Po pierwsze: zanim do niej dojdzie, trzeba wypowiedzieć umowę. A można to zrobić dopiero po trzech miesiącach niepłacenia, po kolejnym miesiącu „ostatniej szansy” na uregulowanie zaległości i jeszcze jednym, kiedy będzie biegł okres wypowiedzenia – to prawie pół roku!Następnie zawiadomienie o żądaniu opróżnienia lokalu trzeba skutecznie dostarczyć lokatorowi, a ten może przecież robić uniki, np. nie otwierać drzwi. Zostaje wysyłanie listów poleconych, najpierw jednego, potem drugiego (jeśli lokator nie odbiera awizo), co opóźnia całą swoje zawiadomienie musi jeszcze złożyć komornik, zaś sama procedura też kosztuje niemało, choć ostatnio, a dokładnie w styczniu tego roku, Sejm obniżył stawki komornicze. Dziś eksmisja kosztuje 1668 zł od każdej „izby”,czyli pokoju lub kuchni. Czyli jeśli mieszkanie jest dwupokojowe, to komornik będzie mógł zainkasować zł (bo kuchnia to też „izba”).Zanim po te pieniądze zgłosi się do dłużnika-lokatora, to najpierw właściciel będzie musiał sam opłacić procedurę. Na podstawie najmu okazjonalnego (jeśli zawarliśmy odpowiedni punkt w umowie) może być na to przeznaczona kaucja, którą wpłacił to oznacza, że jeśli wynajmujemy mieszkanie np. trzypokojowe z kuchnią, to hipotetyczna kaucja, która daje minimum spokoju właścicielowi powinna wynosić np. zł miesięcznego czynszu plus prawie 6700 zł na poczet hipotetycznych opłat komorniczych. Pierwszy pogratuluję komuś, to kto znajdzie najemcę, który zgodzi się zapłacić zł też: Czy banki znajdą jakiś sposób, by pozbyć się franków? I kto mógłby im w tym pomóc? Co by oznaczało bankowe katharsis dla klientów?Mina nr 4. „Jednak nie mamy się gdzie wyprowadzić”I teraz najważniejsza, a w zasadzie największa mina. Cała konstrukcja najmu okazjonalnego „wisi” na jednym, jedynym oświadczeniu właściciela mieszkania, do którego teoretycznie mógłby się wprowadzić sobie, że ów „dobry wujek” państwa Kowalskich po pół roku cofa swoją zgodę na ich zamieszkanie u niego w razie eksmisji. Wtedy właściciel, pan Marek, może wypowiedzieć umowę najmu, chyba, że państwo Kowalscy w ciągu 21 dni znajdą kogoś, kto podpisze nowe oświadczenie, że przyjmie ich pod swój dach. Ale właściciel musi ocenić czy opłaca mu się angażować siły i środki na szukanie nowych lokatorów, czy też może zaryzykować i ciągnąć zabawę z Kowalskimi, bo do tej pory i tak płacili w czarnym scenariuszu Kowalscy mogą przemilczeć to, że nie mają już lokalu zastępczego i nic im nie można zrobić! Właściciel dowie się o tym, dopiero, gdy zawnioskuje o eksmisje!Jeśli Kowalscy nie wyprowadzą się po dobroci, to z krótkiej ścieżki eksmisji wyjdą nici, bo przecież „nie mają innego lokum”. W tej sytuacji komornik wstrzyma się z dokonaniem eksmisji o wiele miesięcy do czasu, aż gmina wskaże dłużnikowi tymczasowe pomieszczenie. Ponownie wchodzą w grę przepisy o zakazie eksmisji w „okresie ochronnym”. Te same, których pan Marek chciał uniknąć podpisując umowę najmu okazjonalnego, zamiast zwykłej umowy skoro tak łatwo wymigać się od zasadniczych postanowień umowy najmu okazjonalnego, czy jej podpisywanie w ogóle ma sens, czy służy raczej do stworzenia pozorów bezpieczeństwa dla właściciela?źródło zdjęcia: PixaBay
Czy warto ubezpieczyć mieszkanie w stanie deweloperskim? Stan deweloperski mieszkania to sytuacja, w której nowe mieszkanie jest często wyposażone w drzwi zewnętrzne, lecz całość wymaga jeszcze wielu tygodni remontów oraz zaaranżowania przestrzeni. Są jednak pewne odstępstwa od stanu deweloperskiego. Jego rodzice zaprojektowali najpopularniejsze polskie meble modernistyczne. Jacek Kowalski, syn Bogusławy i Czesława, postanowił upamiętnić ich dorobek. Napisał książkę, pełną anegdot, dokumentów i wspomnień twórców legendarnych Mebli TEŻ: Nie żyje Bogusława Kowalska - poznanianka, która umeblowała całą Polskę. Współtwórczyni meblościanki, słynnych Mebli Kowalskich miała 89 latCzy Meble Kowalskich stały w domu Kowalskich?Jacek Kowalski: Klasyczny zestaw Mebli Kowalskich nie nadawał się dla Kowalskich. Mieszkamy w kamienicy zbudowanej w 1939 roku. Te wnętrza są na segmenty Kowalskich za wysokie i za długie. Poza tym część pokojów zajmują liczne, stylowe meble moich dziadków. Ale to nie znaczy, że "Kowalscy" w ogóle się u Kowalskich nie pojawili. Owszem, w postaci szaf odzieżowych, które, ustawione jedne na drugich, wypełniają całą ścianę w moim pokoju. Jako dziecko nie miałem nawet świadomości, że to są właśnie meble Kowalskich, bo w takim ustawieniu w ogóle nie przypominały klasycznej meblościanki. Poza tym ojciec postanowił zaprojektować dla nas osobne, proste segmenty, które odpowiadałyby naszemu metrażowi. Powstała specjalna konstrukcja działowa ze stalowych rurek rozpiętych pomiędzy sufitem a podłogą, połączonych prostymi półkami z sosnowych listew i pilśniowej płyty. Wyglądała bardzo awangardowo. Wykonali ją po znajomości stolarze z Teatru Nowego, gdzie moi rodzice projektowali scenografie. Potem, już w latach 70., ojciec kupił pojedyncze półki - dzieła innych projektantów - rozłożył je na czynniki pierwsze, dorobił szereg elementów (np. wysuwany tapczan własnego pomysłu i sekwencję drzwiczek) po czym zmontował kolejną, unikatową konstrukcję, która zaistniała tylko w tym jednym, autorskim co do owej ściany z szaf - sprzedam drobną anegdotę. Wiadomo, że Meble Kowalskich sprawiały niekiedy kłopoty. Najpierw projektantom - bo na socjalistycznym rynku nie było okuć odpowiednich dla tego projektu. Ojciec zastosował więc to, co można było łatwo kupić, mianowicie… śruby do skręcania klozetów. Resztę musiał sam wymyślić. I otóż wymyślił specjalne zawiasy na bolce bez gwintów. Dzięki tym prostym zawiasom łatwo było zamontować drzwi w szafach. Jednak demontaż był równie łatwy i w rezultacie, kiedy ktoś takie drzwi podważył, mogły wypaść... No i w roku 1969 drzwi szafy Kowalskich ugodziły panią Kowalską w oko. Z tego powodu omalże musiała zrezygnować z wyjazdu na stypendium do Paryża. Wbrew zaleceniom lekarza - jednak pojechała, z opatrunkiem na oku. Co Pana pchnęło do upamiętnienia dorobku rodziców w formie książki?Jacek Kowalski: Dług, jaki dziecko zaciąga u ojca i matki. Pragnienie utrwalenia rodzinnej pamięci i polskiej historii. To niejako konieczność, bo inaczej zjawisko odeszłoby w niebyt. Niegdyś hasło "Meble Kowalskich" powszechnie kojarzono, teraz kojarzy je mniej więcej co drugi starszy Polak. No i rzadko kto wie, że "Kowalscy" to także ludzie, a nie tylko meble. Wielu od początku myślało, że ta nazwa określała po prostu "meble dla każdego". Długo myślałem, że tę książkę napisze kto inny. Przecież od kilkunastu lat Meble Kowalskich pojawiają się na wystawach, poświęca się im prace magisterskie, pisze się o nich jako o jednej z "ikon" peerelowskiego świata, a design lat 60. zaczął być niesłychanie modny. Ja zaś zajmuję się sztuką dawną, nie nowoczesną. Z czasem jednak zrozumiałem, że tu trzeba napisać książkę rodzinną, nie czysto "historycznosztuczną". Książkę dla wszystkich - jak meble były dla wszystkich. A już zwłaszcza dla tych, którzy Meble Kowalskich mieli u siebie w domu. I że tylko ja mogę to zrobić. W końcu mama jest już sędziwa, sama tego nie napisze, z drugiej strony wszystko doskonale pamięta, służy swoimi wspomnieniami, radą i krytyką. A tylko my oboje potrafimy przebrnąć przez rodzinne archiwum, które jest przepastne, iście labiryntowe. Tysiące projektów, setki dokumentów, fotografii. Więc kiedy pojawił się pomysł kolejnej wystawy, tym razem w poznańskiej kolekcji ForForm, pomyślałem - teraz, sytuacja jednej strony meblościanka była czymś nowoczesnym, z drugiej strony masowym, uniformizującym. Trochę jak bloki z wielkiej płyty - rozwiązywały palące problemy społeczne, ale i Kowalski: I tak, i nie tak. Bo albo robi się dobry projekt, albo zły projekt. W stylu A albo w stylu B, pasujący do mieszkania lub niepasujący. A to był - przecież nie tylko moim zdaniem - projekt świetny. Tylko że w warunkach komunistycznego systemu wybrane modele produkowano masowo, do upadłego, tłuczono je w milionach egzemplarzy, a wykonawstwo bywało fatalne. Na Zachodzie też produkowano nowoczesne meble, ale tam rynek był jednak zdywersyfikowany, istniała konkurencja i poziom produkcji był lepszy. Pisząc książkę, zwróciłem się do kilku osób, o których wiedziałem, że miały "Kowalskich" w domu. Żeby napisały na ten temat parę słów. Otrzymałem "meblowe wspomnienia" serdeczne, pełne ciepła i nawet jeśli wiązały się z obrazem fatalnych warunków mieszkaniowych, to same meble wzbudzały sentymenty zgoła odmienne. Konstrukcja wymyślona przez ojca mundurowała mieszkanie, ale pozwalała na pewną wynalazczość, dając się rozmaicie montować i "przyswoić", "uprywatnić". To było w tamtych czasach prawdziwe novum. Podobne rozwiązania tworzyli zresztą także projektanci starszych pokoleń i koledzy rodziców, którzy brali udział w tych samych konkursach. A jednak projekt Kowalskich okazał się najbardziej uniwersalny. Myślę też, że ma wybitne walory Pan dotrzeć do opowieści o niszczeniu zabytków w wyniku wymiany mebli na te zaprojektowane przez Pana rodziców. Udało się?Jacek Kowalski: Nie udało. To chyba jednak taki mit. Po licznych rozmowach przekonałem się, że jeżeli ktoś miał antyki, to je cenił i raczej ich nie wyrzucał. Chyba że przenosząc się na mały metraż nie miał gdzie ich wstawić. Wtedy musiał kupić nowe meble, które nie tyle zastępowały stare, co pozwalały urządzić się od zera w nowych warunkach. Dawne meble wędrowały wtedy do krewnych, ale trudno powiedzieć, żeby zostały "wyparte" przez meble Kowalskich. Owszem, mama wspominała pewnego pana, który zwierzył się jej, że miał kiedyś szafę gdańską i ją porąbał. Ale nie dlatego, że musiał wprowadzić Meble Kowalskich - po prostu nie wiedział, ile ten mebel jest wart, bo to nie był jego spadek rodzinny, tylko jakiś wojenny "szaber", który długo pokutował w garażu… a że nie miał gdzie tej szafy wstawić… no to, i tak dalej. Teraz w garażach stoją Meble Kowalskich - i w końcu albo ktoś je porąbie, albo… doceni jako "modernistyczne antyki".Te meble były powszechne, ale wcale nie takie tanie - w "Małżeństwie z rozsądku" Daniel Olbrychski i Elżbieta Czyżewska śpiewali o funkcjonalnych mebelkach, ale chwalili też system rat...Jacek Kowalski: No i śpiewali, że te meble szybko się rozlecą. Jak się okazało, nie tak łatwo się rozlatywały, za to faktycznie nie były takie tanie. Może nawet - w stosunku do średniej pensji - droższe niż dzisiaj. Swoją drogą komplet kosztował znacznie więcej, niż wyniosła nagroda, jaką rodzice dostali jako zwycięzcy meblarskiego konkursu. I tu znów anegdota. W książce zamieszczam osobną wkładkę ze zdjęciami z mieszkań różnych ludzi, którzy Meble Kowalskich mieli u siebie albo jeszcze mają. Jest atelier artysty, mieszkanie nauczyciela, pracownia wynalazcy, dom architekta, mieszkanie profesora wyższej uczelni. Historie niekiedy zabawne, niekiedy pouczające. Jeden pan chciał kupić Meble Kowalskich, ale w sklepie okazało się, że musi bardzo długo czekać na swoją kolejkę… Napisał więc do gazety, co to jest, co to za porządki, że niby meble dla wszystkich, a tak naprawdę kupić ich nie można. Gazeta opublikowała list i na drugi dzień sklep go wzywa, mówią, że wyjątkowo dostanie od ręki. Tu on z kolei wpada w panikę - jeszcze nie zebrał pieniędzy, nie miał nawet "zdolności kredytowej". Koledzy z pracy złożyli się na niego, a on szybko przetransportował te meble do krewnych, bo klucze od nowego mieszkania miał dopiero odebrać…Ta oryginalna, matowa wersja Mebli Kowalskich miała klasę. Większe wątpliwości co do estetyki można mieć wobec wszelkich połyskliwych modyfikacji. Jak Pana rodzice się do nich odnosili?Jacek Kowalski: Pierwotną, pierwszą wersję "Kowalskich" wykańczano okleiną mahoniową na mat. To rzeczywiście wyglądało bardzo estetycznie, ale i ten mahoń bywał krytykowany, nie za wygląd, tylko za masowość, jednostajność produkcji, która doprowadziła do, jak pisano, "mahonizacji" polskich mieszkań. Na to już rodzice wpływu nie mieli. Jednocześnie niektóre fabryki zastosowały okleinę na wysoki połysk. To już wyglądało okropnie i wzbudzało protesty krytyków, a także samych rodziców jako projektantów. Ale wielu tak zwanych "zwyczajnych Polaków" łaknęło tego połysku, który kojarzył się z meblami "stylowymi", "salonowymi". Nowoczesność zawróciła nieszczęśliwym rykoszetem w stronę mebla stylowego, tworząc uśrednione potworki… Jednak już czym innym był wysoki połysk lat 70. Wtedy ojciec zaczął projektować nowe, zupełnie inne meblościanki, w odmiennej estetyce. I niektóre z nich z wyboru ojca miały być lśniące. Mnie się one podobają, bo mają swój smak, odzwierciedlają nową aurę tamtych lat, nie tak "modernistyczną" jak design lat 60. Niestety, także i wówczas realizacja bywała niemiłosiernie skrzywiana przez fabryki. Rodzice mieli pretensje, które przebijają z wywiadów, jakich udzielali prasie. Dziennikarze komentowali: "Dlaczego fabryka mebli tak zepsuła meblościankę? Kto psuje gust?", a fabryki odpowiadały, że takie właśnie kolory wymusza "klient". A przecież w tamtych czasach klienci nie byli w stanie nic wymusić, kupowali wszystko, co rzucono do sklepów. A tak w ogóle to ciekawa rzecz do przebadania - w jaki sposób lśniące okleiny trafiły nie tyko na meble Kowalskich, ale w ogóle wszędzie, mimo krytyk wysuwanych przez projektantów i publicystów. Na pewno miały w tym udział "dyrektorsko-nowobogackie" gusta producentów. Z drugiej strony producenci często nie mieli wielkiego wyboru, bo był tylko taki, a nie inny przydział materiałów dla fabryki i tyle. Pamiętam, jak ojca wezwano kiedyś bodajże do Łodzi, żeby dobrał kolory meblościanki. Okazało się, że ma wybór pomiędzy kolorem pomarańczowym i… pomarańczowym. Chodziło o to, żeby złożył swój podpis, żeby się pod tym podpisał. Fabryka chciała się chyba ubezpieczyć na wypadek kolejnych prasowych krytyk… Nastąpiła awantura, a i tak meble wyprodukowano wedle woli producenta. W ten sposób socjalistyczna gospodarka walczyła z problemami, które sama strukturę ma książka?Jacek Kowalski: Jak meble - składa się z segmentów. Centralną część stanowi "Segment Mebli Kowalskich", obudowany segmentem cepeliowskim, który opowiada o innych jeszcze meblach - stylowych i ludowych, projektowanych głównie przez mamę. Do tego segment poświęcony wspomnieniom mamy: o jej przeżyciach wojennych, o tułaczce ku wschodowi, potem o Poznaniu lat okupacji. W ogóle książka zaczyna się od krótkiego segmentu rodowodowego o dziejach rodziny, począwszy od… bitwy pod Wiedniem, a na stalinowskich więzieniach kończąc. Wydało mi się, że to jednak ciekawe, jak losy ludzi, którzy niejako "zaprojektowali" Polakom mieszkania - splatają się z losami Polaków. Nie ominęliśmy też Czerwca 1956 ani prac teatralnych - bo rodzice przez szereg lat tworzyli scenografie dla poznańskich teatrów. Sporo miejsca poświeciliśmy studenckiej bohemie lat 50. i życiu artystów skupionych wokół nieistniejącego już klubu przy BWA (czyli przy dzisiejszej Galerii Miejskiej "Arsenał"). A że Poznań był wtedy mocnym środowiskiem meblarskim, znalazła się tutaj także opowieść o życiu paczki przyjaciół, kolegów, zarazem konkurentów i współpracowników, którzy wspólnie studiowali i tworzyli: Rajmunda Hałasa, Zenona Bączyka, Leonarda Kuczmy, Janusza Różańskiego. Wszyscy oni są autorami wielu wspaniałych projektów mebli i wszyscy otrzymywali nagrody w tych samych konkursach, co moi doszło do tego, że do produkcji trafi za chwilę krzesło zaprojektowane przez Pana ojca?Jacek Kowalski: Dzięki fundacji która odwołuje się do dawnego, poznańskiego środowiska designerów lat 60. Już teraz produkuje fotel Hałasa. Pojawiła się więc propozycja, by robić Krzesło Kowalskiego. Przypomnę, że ojciec zaprojektował bardzo wiele mebli - niektóre do dziś pełnią, by tak rzec, służbę publiczną, wystarczy wspomnieć krzesła stojące w poznańskiej Filharmonii, czyli Auli Uniwersyteckiej. Także do konkursu w 1961 roku rodzice zgłosili razem z meblościanką - krzesło projektu ojca. Wykonano prototypy, ale krzesło nie trafiło do produkcji, a szkoda, bo jest naprawdę piękne. Postanowiliśmy więc uruchomić ten projekt jako rzecz nową, a jednocześnie pasującą nie tylko do meblościanki. Jak się w tej chwili ma Pana Mama?Jacek Kowalski: Moim zdaniem doskonale, chociaż gdyby zapytać mamę o zdanie - pewnie by niemało ponarzekała, tak jak ostatnio, kiedy robiła dodatkowe szkice do Krzesła Kowalskiego; zastanawialiśmy się, czy wprowadzać jakieś poprawki. Bo największą pasją mamy nie są meble, tylko malarstwo (także i o tym będzie mowa w książce). Powrót do deski kreślarskiej troszkę ją zdeprymował. Mama kiedy tylko może, to maluje, no ale ostatnio nie zawsze może… choćby dlatego, że kwaterują u niej często nasze dzieci, które rzadko dają w spokoju pomalować. Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera Ale to nie wszystko, co możemy dodatkowo ubezpieczyć. Jakie ruchomości warto ubezpieczyć. Warto pamiętać, że ubezpieczyć możemy nie tylko sprzęty, ale też inne obiekty określone w ogólnych warunkach ubezpieczenia, jak np. elementy dekoracyjne, zwłaszcza te, które mogą zyskać na wartości. Sprzedaż i kupno nieruchomości pociąga za sobą liczne formalności. Część z nich może dotyczyć kwestii jej ubezpieczenia. Czy ubezpieczone mieszkanie zawsze kupujemy „w pakiecie” z polisą? Jeśli nie, to co dzieje się z opłaconą składką ubezpieczeniową? Wcześniej: nowy właściciel i stara polisa Czy ubezpieczenie nieruchomości automatycznie przechodzi na nowego właściciela? W taki sposób odbywało się to do 2007 roku (chyba że strony umowy uzgodniły inaczej). Poniekąd oznaczało to, że nieruchomość była sprzedawana wraz z polisą – czy osoba kupująca mieszkanie chciała tego, czy nie. Oczywiście nabywca (jak również ubezpieczyciel) miał prawo do wypowiedzenia umowy ubezpieczenia zgodnie z jej warunkami. W tej sytuacji to on otrzymywał zwrot składki za niewykorzystany okres ochrony. Co istotne, opisane warunki dotyczyły wyłącznie nieruchomości – umowa ubezpieczenia rzeczy ruchomych (które zostały sprzedane wraz z nieruchomością) ulegała rozwiązaniu. Przykład: Jan Kowalski był właścicielem domu. Ubezpieczył go na 350 tys. zł. W marcu opłacił roczną składkę w wysokości 350 zł. W sierpniu zaś zdecydował się na sprzedaż domu Adamowi Nowakowi. Polisa automatycznie przeszła na nowego właściciela. Pan Nowak postanowił jednak wypowiedzieć umowę i wykupić polisę w innym towarzystwie. W związku z tym ubezpieczyciel zwrócił mu opłatę za pozostały okres ochrony, czyli sześć miesięcy – 175 zł. Ubezpieczenie mieszkania po sprzedaży – obowiązujące prawo 10 sierpnia 2007 zmieniły się przepisy kodeksu cywilnego. Od tamtej pory to ubezpieczyciel decyduje, czy po zmianie właściciela nieruchomości polisa nadal będzie obowiązywała, czy nie. Jak to wygląda w praktyce? Towarzystwa ubezpieczeniowe stosują jedno z kilku rozwiązań: wychodzą z założenia, że prawa i obowiązki wynikające z umowy mogą przejść na nowego właściciela, jednak musi się to odbyć za pisemną zgodą ubezpieczyciela; okres ochrony kończy się wraz z momentem, w którym klient traci tytuł prawny do nieruchomości, tzn. sprzedaje ją; okres ochrony kończy się w momencie sprzedaży nieruchomości, jeśli jednocześnie nie dokonano przeniesienia praw z umowy ubezpieczeniowej ze sprzedającego na nabywcę. Zazwyczaj to nowy właściciel nieruchomości zwraca się do towarzystwa ubezpieczeniowego z wnioskiem o przepisanie ubezpieczenia nieruchomości . Ubezpieczyciel może zgodzić się na przedłużenie ubezpieczenia. Wtedy polisa przechodzi na nabywcę. Jeżeli z danych powodów wniosek zostanie odrzucony, zwrot za niewykorzystane składki otrzyma poprzedni właściciel – w terminie do 30 dni od daty sprzedaży nieruchomości. Przykład: Jan Kowalski był właścicielem domu ubezpieczonego na 350 tys. zł. Po pół roku od opłacenia rocznej składki (350 zł) postanowił sprzedać nieruchomość. Ubezpieczyciel dostał wniosek od nowego właściciela, jednak zdecydował się nie przepisywać na niego ubezpieczenia . Umowa automatycznie uległa rozwiązaniu, w związku z czym zwrot, 175 zł, otrzymał Jan Kowalski. Przeniesienie ubezpieczenia jest przeważnie korzystnym rozwiązaniem, szczególnie jeśli polisa została opłacona za rok z góry. Oczywiście najwięcej zależy od warunków umowy ubezpieczeniowej. Dlatego w pierwszej kolejności należy zapoznać się ze szczegółowymi zapisami zawartymi w OWU, czyli ogólnych warunkach ubezpieczenia. W 2007 r. zmieniły się również przepisy dotyczące ubezpieczenia ruchomości – od tamtej pory nie stosuje się już rozróżnienia dla nieruchomości i rzeczy ruchomych, regulacja traktuje je jednakowo. Oznacza to, że jeśli polisa obejmowała także ruchomości, nowy właściciel może wnioskować o jej przepisanie na swoje nazwisko na tych samych zasadach, co opisane powyże Nie zapominajmy o ubezpieczeniu mieszkania, nawet jeśli planujemy jego sprzedaż. Polisa zabezpieczy nas przed kradzieżą czy zalaniem lub pożarem, czyli zdarzeniami, które mogłyby wpłynąć na wartość nieruchomości. Dobre oferty ubezpieczenia mieszkań znajdziemy w Nationale-Nederlanden. Aby poznać warunki, warto skontaktować się z doradcą. – Obudził się Kowalski, trzeba jeszcze krzyknąć „weto albo śmierć”, wszyscy od razu się przestraszyli. Czy pan wie, że pan się ośmiesza, to już jest kabaret, kiepski co prawda, ale akurat taki na pana możliwości – dodał inny. No cóż, takiej reakcji poseł od Ziobry najwyraźniej się nie spodziewał. Gościem Rozmowy Dnia Radia Wrocław był Paweł Kukiz, szef Kukiz'15. Panie pośle, ja mam w grudniu urodziny, czy zadbałby pan o oprawę muzyczną? A ile pan redaktor płaci? Jakoś się dogadamy. Wątpię. Podobno bardzo marnie płacą w tym radiu publicznym, więc ja wątpię czy pana redaktora byłoby stać na takiego genialnego, wspaniałego, wszechstronnego artystę jakim jestem. Są stawki i są stawki. I są też staweczki. A w grudniu znajdzie pan termin. Ja nie po to odmawiałem udziału na imprezie urodzinowej u wszechgwiazdy dziennikarskiej, europejskiego formatu, u pana Mazurka odmówiłem. To pan łudzi się, że ja do Wrocławia będę jechał. Do prowincjonalnego miasta, proszę pana, pozawarszawskiego, gdzie nie mieszka Mazurek. To kończymy tę rozmowę, chyba nic z tego nie będzie. To teraz na poważnie. Sejm uchwalił ustawę antykorupcyjną. Ustawa wejdzie w życie za dwa lata. Spodziewa się pan, że będzie efektywna? Że Polska się przez to naprawdę zmieni i zmienią się standardy? Polska może się zmienić jedynie wówczas, gdy zmieni się sposób wybierania posłów i gdy nada się też obywatelom więcej instrumentów do takiej codziennej kontroli nad władzą. Sama jedna ustawa antykorupcyjna z całą pewnością poprawi jakość życia w kraju, jakość życia politycznego. No ale to jest sprawa taka istotna, bo 30 lat nikt nie był w stanie, żadna partia z własnej woli takiej ustawy by nie uchwaliła. Żadna partia nie uchwali ustawy, która ogranicza ich możliwości sięgania czasami za daleko niż powinna. Sam ten fakt jest super. Natomiast jedna taka ustawa nie zmieni wszystkiego. Do tego trzeba byłoby jeszcze dodać ustawę antysitwową. Do tego trzeba by było zrobić takie pomysły jak jednolity formularz deklaracji podatkowej. Więc tych rzeczy jest dużo. Ale to wejdzie w życie? Ja mam taką nadzieję. Cały czas nad tym pracujemy. Czekam aż prezydent podpisze ustawę antykorupcyjną. W październiku prawdopodobnie wejdzie ustawa o sędziach pokoju pod obrady. Rozmawiamy o tym z prezydentem, ponieważ to z Kancelarii Prezydenta wyjdzie ta ustawa, projekt tej ustawy. Myślę, że do końca roku te dwie duże ustawy będziemy mieli uchwalone i podpisane przez prezydenta. Ta pierwsza, mówię o antykorupcji, wchodzi w życie wbrew temu co pan Tusk wygaduje i kłamie perfidnie, że będzie można kraść przez dwa lata. To ja komunikuję, panie Donaldzie, nie będzie można kraść przez dwa lata, ponieważ ustawa antykorupcyjna wchodzi 1 stycznia 2022. Praktyki łapówkarstwa, tak, przecież to powszechne w czasie pańskich rządów, będą już znacznie utrudnione, bo sąd będzie obowiązkowo w przypadku stwierdzenia łapówkarstwa delikwenta wyrzucał z pracy w spółce Skarbu Państwa, w spółce komunalnej. Jednak lokalne radio i ma pan to poczucie, że jak pan powie to na naszej antenie, to te słowa do Donalda Tuska dotrą. Nie. Ja dlatego tam mówię odważnie, bo nie dotrą. A zobaczy pan, że dotrą. Nie dotrą, bo do niego niewiele dociera. On przyjechał z gotowym planem, by wszystkich tutaj spacyfikować, skłócić, ponakręcać na siebie, dalej kłamać. Ile razy pan premier Tusk w czasie kampanii wyborczej, jednej, drugiej, trzeciej chyba nawet, zapowiadał szumnie z Platformą wejście całego pakietu ustaw antykorupcyjnych i antysitwowych? Problem w tym, że ani tego nie wprowadził przez te lata kiedy rządził, ani nikt na oczy tego pakietu nie widział. Czyli wina Tuska? Nie wina Tuska. Nie, nie. Wina wyborców, którzy wierzą partiom politycznym, bez względu na to czy to jest Tusk, czy to jest PiS, czy jakakolwiek inna partia i łudzą się, że partie wywiążą się z programu. Może powinno dojść do twardego resetu i czyszczenia pewnych spraw? Nie chciał pan postawić sprawy na ostrzu noża, nawet gdyby miało dojść do przedterminowych wyborów? Gdyby opozycja chciała przedterminowych wyborów, to u mnie telefon by cały czas dzwonił z różnymi propozycjami spotkań. Ani jednego oczywiście nie było. Bo opozycja mówi, że panu nie ufa. Proszę mnie nie rozśmieszać. Ja chyba zostałem jedyną osobą z całego tego towarzystwa, która konsekwentnie dąży do wprowadzenia postulatów z czego 4 razy TAK Platformy Obywatelskiej, z tej antysitwy, do wprowadzenia JOW-ów, do wprowadzenia referendów, do zmniejszenia liczby posłów, do likwidacji Senatu. itd. A oni mi mówią, że mi nie ufają? Ja im nie ufam. Gdybym ja im ufał, to bym w ogóle w politykę nie wchodził, tylko sobie grał piosenki i zarabiał konkretne pieniądze. A ponieważ im nie ufam, że oni to wprowadzą, bo kłamią od samego początku, no to musiałem w to wszystko wejść, w to bagno i tyle. Męczy się pan? Rozmawiając z panem? Nie, ze mną nie. Czy w Sejmie się pan męczy? Na co dzień to się nie męczę. Ale są sytuacje takie, że każdy normalny człowiek by się męczył. Choćby dyskusje o sytuacji na granicy, gdzie są dzieci, te obrazki. O tym jeszcze za chwilę. Kto mógłby zostać sędzią pokoju? Potencjalnie, jak pan redaktor skończy studia prawnicze. A może pan redaktor skończył? Nie. Ale gdyby pan redaktor skończył i odbył 3-letnią praktykę w którymś z zawodów prawniczych to mógłby pan startować w wyborach bezpośrednich, ponieważ to obywatele będą wybierali tego sędziego pokoju i mógłby pan zostać wybrany na 6-letnią kadencję. A po 6-letniej kadencji z automatu dostaje pan aplikację i zostaje panu tylko do zdania egzamin, czy to sędziowski, czy adwokacki, czy prokuratorski. Także w ogromnej mierze jest to ogromna reforma sądów, ponieważ w dużej mierze ogranicza możliwość sitw tych wszystkich rodzinnych, wskazań salonów itd. A coś oprócz tej ustawy jeszcze w październiku? Z mojej perspektywy są drobiazgi. Mówię o takim pakiecie ustaw rolnych, to Sachajko mógłby wiele o tym powiedzieć, choć takie drobiazgi do końca nie, bo w najbliższym czasie ma być uchwalone umożliwienie uprawy tych konopi przemysłowych bez konieczności uzyskiwania jakiś tam specjalnych pozwoleń. Oprócz tego jest planowana ustawa, jest po biurze legislacji, ustawa o uprawie medycznych konopi w Polsce, w specjalnych ośrodkach oczywiście, pod kontrolą. Aha i pakiet ustaw dotyczących rolnictwa, jak już mówiłem, w tym brak konieczności odralniania budynków gospodarczych, rolniczych, których rolnik prowadzi działalność, mają mały warsztacik, czy coś. I to będzie przegłosowane? To powinno być do października, do listopada. To już jest czytane. Najważniejsza z tych małych ustaw, małych z mojej perspektywy, bo mnie przede wszystkim interesują te ustrojowe, to jest ustawa, której pierwsze czytanie już się odbyło i chodzi tutaj o taką grupę około 30 tysięcy opiekunów osób niepełnosprawnych, które niepełnosprawność nabyły przed ukończeniem 18. roku życia. Te osoby, ci opiekunowie w latach 90., korzystając z rozporządzenia, zrezygnowali z zasiłku na rzecz tego niepełnosprawnego, który wynosił wtedy chyba około 300 złotych, czy coś około 500 i przeszli na emeryturę. Wysokość emerytury została do dziś około 1000 złotych, natomiast zasiłek to są 2 tysiące. No i ten opiekun pobiera tylko emeryturę rezygnując z zasiłku, czyli dostaje 2 razy mniej, niż powinien. Czyli ważne ustawy społeczne? Ta jest bardzo ważna. To zaspokaja roszczenia około 30 tysięcy osób. Posłuchaj całej rozmowy: play pause stop Aby odsłuchać załączonego dźwięku zaktualizuj przeglądarkę lub/i wtyczkę Adobe Flash Player.
Ubezpieczenie mieszkania jest zwykle pierwszym krokiem, jakiego dokonuje właściciel tuż po wprowadzeniu się do lokalu. Wówczas mieszkanie jest już wykończone. Co jednak w sytuacji, jeśli kupujemy mieszkanie w stanie deweloperskim? Czy ubezpieczenie takiego mieszkania jest w ogóle możliwe. Na te i inne pytania odpowiadamy w dzisiejszym artykule. Zapraszamy do lektury. Dlaczego warto
Rodzina z problemami Jakub Buszko cierpi na porażenie lewostronne i nie widzi na jedno oko. Przeszedł już kilka operacji. Całe życie opiekowała się nim matka. Obecnie 72-letnia pani Liliana jest coraz słabsza i sama podupada na zdrowiu. - Przez lata staraliśmy się wszystko robić sami, nie jesteśmy przyzwyczajeni do proszenia o pomoc. Teraz jest trochę ciężej, bo mama źle się czuje – mówi pan Jakub. Koszty leczenia i rehabilitacji były tak duże, że rodzina zadłużyła swoje poprzednie mieszkanie. Pomoc krewnym zaoferowała kuzynka, która mieszka za granicą. Kobieta siedem lat temu udostępniła im swoje mieszkanie. - Przez administrację docierały do mnie skargi na to, że to mieszkanie nieładnie pachnie. Że lokatorzy nie spełniają standardów. Nie spodziewałam się, że to będzie aż tak eskalowało. Czy to mieszkanie jest bardzo czyste? Nie, ale przecież oni mają swoje ograniczenia. Jeżeli ktoś jest osobą niepełnosprawną, a mimo tego stara się wyprowadzić psa, czy wyrzucić śmieci, to robi tyle, ile może – przekonuje Karolina Kowalska-Staśkiewicz. Smród, jaki rzekomo wydobywa się z tego mieszkania, ma uniemożliwiać normalne życie sąsiadom rodziny Buszko. Większością głosów wspólnota mieszkaniowa przyjęła uchwałę, która pozwala na skierowanie sprawy do sądu i zlicytowanie mieszkania, które zajmuje rodzina. - Na początku sąsiedzi mówili, że po prostu tu nie pasujemy. Potem, wprost, że od nas śmierdzi – ubolewa pani Liliana. - Do tej pory, przez 40 lat życia, myślałem, że moim problemem jest przemieszczanie się i słaby wzrok. Nigdy nie przypuszczałem, że śmierdzę – dodaje pan Jakub. Decyzja o skierowanie sprawy do sądu podzieliła mieszkańców osiedla. - Jak wracam do domu po pracy i zasiadam do obiadu, to cały ten smród stoi mi w gardle – przekonuje Waldemar Met. - To jest smród nie do opisania. Tak jakby pani stała nad rozkładającymi się zwłokami. Nie wyolbrzymiamy tego, ale sytuacja nas zmusiła do reakcji – dodaje Agnieszka Met. - Nie znam osobiście tych ludzi, mijałem ich wiele razy i nigdy nie czułem od nich fetoru ani brzydkiego zapachu. To próba zastraszenia ich – ripostuje Bartłomiej Kocznur. Brak uciążliwości Ośrodek pomocy społecznej, straż miejska ani sanepid nie dopatrzyły się nadmiernej uciążliwości. Rodzinie Buszko przyznano pomoc. Od ponad roku odwiedza ich osoba, która pomaga sprzątać mieszkanie. Zdaniem wspólnoty, to nie wystarcza. - Dostaliśmy pismo, że jest zebranie w naszej sprawie, na którym mamy się stawić. Właścicielka mieszkania obok wykrzykiwała, że trzeba nas eksmitować, że ona pójdzie do prokuratury – opowiada Jakub Buszko. I dodaje: - Podsunęli mi kartkę ze zobowiązaniem, że będę się mył, że będziemy wietrzyć mieszkanie. To było upokarzające, ale pomyślałem, że trzeba się jakoś z tymi ludźmi porozumieć. Do porozumienia jednak nie doszło. Pracownicy ośrodka pomocy społecznej i władze miasta są zbulwersowani działaniem wspólnoty. - Po raz pierwszy mamy do czynienia z taką sytuacją, żeby wspólnota tak traktowała jednego ze swoich mieszkańców. Jesteśmy zdziwieni, że podejmowane są aż tak poważne kroki. Wydaje nam się, że wystarczyłoby pomóc tej rodzinie i sprawdzić, czy w tym mieszkaniu wszystko z wentylacją jest w porządku, co należy do obowiązku wspólnoty – podkreśla Hanna Kułakowska-Michalak, zastępca burmistrza Piaseczna. - Brudu, fetoru, pluskiew, absolutnie w tym domu nie było. Nie roznosi się to na cały budynek. W moim odczuciu tym ludziom wyrządzono krzywdę. Nie można ich pomawiać, że smród jest nie do zniesienia. Tego nie ma – podkreśla Elżbieta Klimkowska, zastępca dyrektora Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Piasecznie. Uchwała w sprawie licytacji mieszkania została przyjęta 11 lutego tego roku. W tym samym dniu, podczas naszego spotkania z mieszkańcami, zarząd wspólnoty poinformował, że jednak wstrzyma się z wykonaniem uchwały i nie skieruje sprawy do sądu. Ośrodek pomocy społecznej pomoże odświeżyć mieszkanie i zapewni mediatora. - Chcemy się porozumieć z ludźmi. W języku japońskim jest taki termin „hibakusha”, który oznacza nieczystych. Tak się właśnie z mamą czujemy. Jakbyśmy wyrządzili sąsiadom wielką krzywdę, bo się tu wprowadziliśmy – komentuje Jakub Buszko. Przedstawiciele wspólnoty i pracownicy ośrodka pomocy społecznej już się spotkali. Z obu stron padły deklaracje pomocy i porozumienia. . 584 406 531 492 665 391 389 401

pan kowalski chciał ubezpieczyć mieszkanie